0 1 2 3 4 5 6 7 8 9 a b c ć d e f
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
g h i j k l ł n ń o ó p r s ś t u w y z ż ź
Autor : Asnyk Adam
Tytul : Tęsknota
Obłoki, co z ziemi wstają
I płyną w słońca blask złoty,
Ach, one mi się być zdają
Skrzydłami mojej tęsknoty.
Te białe skrzydła powiewne
Często nad ziemią obwisną,
Łzy po nich spływają rzewne,
Czasem i tęczą zabłysną.
Gwiazdy, co krążą w przestrzeniach
Po drogach nieskończoności,
Są one dla mnie w marzeniach
Oczami mojej miłości.
Patrzą się w ciemne odmęty
Te wielkie ruchome słońca...
I ja miłością przejęty,
Patrzę i tęsknię bez końca.
11 październik 1871
--
Publikacja pobrana z serwisu www.poema.art.pl
Na pamiatke, ze w czasie wojny sie urodzil),
Dobrze, moj Tadeuszu, zes sie dzis nagodzil
Do domu, wlasnie kiedy mamy panien wiele.
Stryjaszek mysli wkrotce sprawic ci wesele;
Jest z czego wybrac; u nas towarzystwo liczne
Od kilku dni zbiera sie na sady graniczne
Dla skonczenia dawnego z panem Hrabia sporu;
I pan Hrabia ma jutro sam zjechac do dworu;
Podkomorzy juz zjechal z zona i z corkami.
Mlodziez poszla do lasu bawic sie strzelbami,
A starzy i kobiety zniwo ogladaja
Pod lasem, i tam pewnie na mlodziez czekaja.
Pojdziemy, jesli zechcesz, i wkrotce spotkamy
Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy".
Pan Wojski z Tadeuszem ida pod las droga
I jeszcze sie do woli nagadac nie moga.
Slonce ostatnich kresow nieba dochodzilo,
Mniej silnie, ale szerzej niz we dnie swiecilo,
Cale zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
Gospodarza, gdy prace skonczywszy rolnicze.Na spoczynek powraca. Juz krag promienisty
Spuszcza sie na wierzch boru i juz pomrok mglisty,
Napelniajac wierzcholki i galezie drzewa,
Caly las wiaze w jedno i jakoby zlewa;
I bor czernil sie na ksztalt ogromnego gmachu,
Slonce nad nim czerwone jak pozar na dachu;
Wtem zapadlo do glebi; jeszcze przez konary
Blysnelo jako swieca przez okienic szpary
I zgaslo. I wnet sierpy gromadnie dzwoniace
We zbozach i grabliska suwane po lace
Ucichly i stanely: tak pan Sedzia kaze,
U niego ze dniem koncza prace gospodarze.
"Pan swiata wie, jak dlugo pracowac potrzeba;
Slonce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,
Czas i ziemianinowi ustepowac z pola".
Tak zwykl mawiac pan Sedzia, a Sedziego wola
Byla ekonomowi poczciwemu swieta;
Bo nawet wozy, w ktore juz skladac zaczeto
Kope zyta, niepelne jada do stodoly;
Ciesza sie z nadzwyczajnej ich lekkosci woly Z rezygnacja pomyslalam, ze nie wybrne z tego. Zadawal pytania w sposob bezwzglednie wymagajacy odpowiedzi, mnie zas wychodzilo zupelnie co innego, niz sobie zyczylam. Poddalam sie.
- Niech pan odda te szmate - powiedzialam, wyjmujac mu z reki apaszke Basienki. - zeby potem nie bylo, ze trzymaly pana jakies czynniki materialne. Gdybym chciala wytlumaczyc panu, o co mi chodzi, w sposob zrozumialy i w miare moznosci dyplomatycznie, musialabym gledzic godzine. A przysiegne, ze pan nie ma czasu!
- A gdyby pani sprobowala niedyplomatycznie...?
Niepojetym dla mnie sposobem ruszylismy dalej na te przechadzke razem.
- Dziwie sie, ze chce pan wyjasnic te wszystkie brednie, ktore mi sie wyrwaly - powiedzialam z niesmakiem. - Nie wszystko panu jedno?
- Nie. Jezeli ktos mowi do mnie zaskakujace brednie... Przepraszam, nie chcialem byc niegrzeczny, ale pani sama tak to okreslila... to musze poznac ich przyczyny i cel. Lubie zrozumiec zachodzace wokol mnie zjawiska.
- Bardzo uciazliwe upodobanie. Ma pan za duzo czasu.
- Przeciwnie, mam za malo czasu.
- To co pan, w takim razie, robi na tym skwerku?
- Usiluje wydrzec z pani wytlumaczenie rzadko spotykanej reakcji na odzyskanie zgubionego przedmiotu.
Zdenerwowal mnie ten upor.
- To nie byla reakcja na przedmiot, tylko reakcja na pana - powiedzialam z irytacja. - Co pan sobie wyobraza, ze ja sobie wyobrazam, ze pan nie wie, jak pan wyglada?!...
Jak bylo do przewidzenia, zglupialam do reszty i wyglosilam wszystko to, od czego z najwieksza starannoscia usilowalam sie powstrzymac. Ciezkiej pretensji, nie wiadomo, do niego czy do losu, nie staralam sie nawet ukrywac.
- No dobrze - zgodzil sie. - Zalozmy, ze ma pani racje, chociaz moim zdaniem bardzo pani przesadza. Ale nie rozumiem, w czym pani przeszkadza moj wyglad.
- W czepianiu sie pana - wyjasnilam. - Nie moge sie czepiac czlowieka, ktoremu nosem wychodza czepiajace sie go kobiety. Dla mnie jest pan nieopisanie atrakcyjny w zupelnie innym sensie.
Od tego innego sensu skolowacialam calkowicie, bo uswiadomilam sobie, ze nie moge mu zdradzic ani swoich spostrzezen, ani przyczyn, dla ktorych taki facet jak on jest dla mnie bezcenny. Moja namietnosc do sensacji, zagadek i tajemnic musiala pozostac nieuzasadniona, bo jakze mialam mu powiedziec, ze ja to wszystko pisze, ja nic nie pisze, ja jestem Basienka, uzeram sie z mezem i robie wzory na tkaniny! Nieslychanie trudno bylo go zbic z tematu, na domiar zlego podobal mi sie coraz bardziej, odnosilam wrazenie, ze ja mu sie podobam coraz mniej, sobie podobalam sie rowniez coraz mniej i ogolnie biorac zapadlam sie w jakies grzezawisko umyslowe, z ktorego wydobyc mnie juz nie mogla zadna ludzka sila.
- Z tego, co pani mowi, wynika, ze lubi pani tajemnicze wydarzenia - powiedzial tonem, w ktorym dawal sie wyczuc jakby odcien nagany. Zdziwilo mnie to, a jeszcze bardziej mnie zdziwilo, ze z tego, co mowie, w ogole dla niego cos wynika.
- Lubie - przyswiadczylam. - A pan nie?
- Nie. Nie widze w nich nic przyjemnego. Zazwyczaj bywaja bardzo meczace.
- Mozliwe, ale meczyc sie tez lubie. To sie nawet szczesliwie sklada, bo przez cale zycie spotykaja mnie rozmaite sensacyjne idiotyzmy, nieznosne dla normalnych ludzi. Jest to tak nagminne, ze zbyt dlugi spokoj zawsze mi sie wydaje podejrzany.
- I jeszcze pani malo? Jeszcze ma pani nadzieje na wiecej?
- Oczywiscie! Rozrywek nigdy za wiele, a spokojne zycie odbiera mi inwencje i dobry humor.
- Wyglada pani na osobe, ktorej nigdy nie brakuje inwencji i dobrego humoru...
- Skad pan wie, jak wygladam, skoro widuje mnie pan tutaj po ciemku?
- A skad pani wie, jak ja wygladam? Poza tym wystarczy zamienic z pania kilka slow, zeby rozpoznac pewne pani cechy nawet w egipskich ciemnosciach. Rzadko sie spotyka osoby tak pelne zycia jak pani.
- Mowi pan to w taki sposob, jakby uwazal pan to za gigantyczna wade - zauwazylam krytycznie. - Aktywnosc charakteru zawsze wydawala mi sie zaleta.
- Mnie rowniez. Mozliwe, ze dostrzegla pani w moim tonie pewna dezaprobate, bo mowiac to, myslalem rownoczesnie o sposobach wydatkowania takiej energii i aktywnosci. Sposobach, ktore prowadza niekiedy do dosc ponurych rezultatow...
Mialam wrazenie, ze w kotlujacy sie we mnie chaos wdarlo sie nagle jakies ostrzegawcze swiatlo.
Copyright © 2006 Neonix. Designed by Free CSS Templates